Miesiąc temu zamieściłam artykuł „Naturalne źródło żelaza. Sprawdzony sposób na podniesienie poziomu ferrytyny”. Znajdziecie tam informację o tym, dlaczego rozpoczęłam poszukiwania w kierunku naturalnej suplementacji. Swoimi doświadczeniami dzielę się na blogu, ponieważ uważam, że może to komuś pomóc. Jednak przypominam, że nie jestem lekarzem, ani dietetykiem i po profesjonalną poradę należy zwrócić się do specjalistów.
Kolejnym wyzwaniem, po uzupełnieniu żelaza, było podniesienie poziomu wapnia w organizmie. Wyniki mieściły się w normie, ale mimo to tężyczka nie dawało o sobie zapomnieć. Podjęłam kilka prób uzupełnienia tego pierwiastka suplementami przepisanymi przez lekarza, ale bez rezultatów. Dieta bogata w wapń (mak, sezam, chia, strączki, orzechy itd.) też nie dawała pożądanego efektu, dlatego postanowiłam szukać preparatów na własną rękę. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to woda bogata w minerały, taka w stylu śmierdzących jajem, które piej się w miejscowościach uzdrowiskowych. Mimo nieprzyjemnego zapachu zawsze były dla mnie czymś bardzo ciekawym smakowo. Poza tym sam fakt, że wydobywane są z głębi ziemi w 100% naturalne, powoduje, że pałam do nich miłością.

Na opakowaniu widnieje informacja, że wodę należy pić 3 razy dziennie po pół szklanki max. 4-6 tygodni. Ja jednak ułatwiłam sobie to zadanie. Codziennie do termosu 0,7 l wlewałam około 300 ml wody do tego ciepłą, przegotowaną wodę z czajnika i taki ciepły roztwór popijałam przez cały dzień. Od rana, aż do położenia się spać. Po około 1,5 miesiąca poziom wapnia całkowitego wzrósł znacznie i wynosił 2,42 mmol/l (norma 2,15-2,50 mmol/l). Mimo że objawy tężyczki odczuwam już bardzo rzadko, raz na jakiś czas powtarzam kurację.

P.S. Nie zapomnijcie o przeczytaniu całej informacji widniejącej na opakowaniu oraz konsultacji z lekarzem!
Jeśli ten artykuł jest dla Ciebie przydatny, to daj proszę znać w komentarzu.







