Rumiane babeczki

Przygoda zaczęła się od tofu silken, które smętnie leżało w lodówce z nadchodzącym terminem przydatności. To była dla niego ostania szansa. Tylko co z nim zrobić? Na kanapki się nie nadaje, na patelni się rozpuści. Zostało jedynie pieczenie. Na słono? Nie, za dużo jedzenia jest w lodówce. Nie zjemy wszystkiego. To może słodka przekąska? Temu nie potrafiłam się oprzeć. Będzie na słodko, postanowione!
Buszowanie po szafkach w poszukiwaniu składników trwało około 15 minut. Wewnętrzny dialog wspomagał proces twórczy. Orzechy włoskie – nie za ciężkie, siemię lniane – wyjdzie zbyt galaretowate, kasza jaglana – trzeba dodatkowo gotować. O! Zostało jeszcze trochę nerkowców i płatków owsianych. Świetna okazja do opróżnienia słoików. Siu… wszystko ochoczo wpadło do miski. To jeszcze trochę owoców goji, urzekająco słodkich daktyli, mleka owsianego no i łyżka babki jajowatej dla zacieśnienia relacji pomiędzy składnikami. Kolega blender wpadł wykonać ciężką, męską pracę łączenia produktów w jednolitą zwartą i sprężystą masę. Jeszcze 2 garstki kwaśnej, leśnej, niesłodzonej żurawiny i ciasto gotowe.

Babeczki spędziły w miłej i ciepłej atmosferze piekarnika (180 stopni) około 40 minut. Upieczone i rumiane cieszyły się dużym powodzeniem

Tą krótką, humorystyczną historyjką- przepisem, chciałabym Was zachęcić do eksperymentowania w kuchni. Do tworzenia autorskich potraw na bazie tego, czym aktualnie dysponujecie. Jest to świetna zabawa również dla domowników, którzy w tej sytuacji pełnią funkcję królików doświadczalnych. W ten sposób można połączyć przyjemne z pożytecznym, dobrze się bawić, ciekawie zjeść oraz zamiast wyrzucać – wykorzystać produkty, które pozostały z innych dań lub zostały kupione na zapas.

Jest takie dobitne powiedzenie, które przyszło do mnie kilka miesięcy temu „ Nie marnujesz, nie biedujesz”. Uczy o tym Klanowa Matka dziewiątego cyklu księżycowego „Kobieta Zachodzącego Słońca” („13 Pierwotnych Matek Klanowych” autorka Jamie Sams). Jeżeli właściwie dysponujemy dobrami, które otrzymaliśmy od Matki Ziemi będziemy cieszyć się dostatkiem.

Gdy zdamy sobie sprawę z tego jak długą drogę musiał przejść każdy produkt od momentu zasiania, nawadnianie, pracę rolnika, zbiory, poprzez przetworzenie w fabryce, opakowanie, eksport/import, dowiezienie do hurtowni, a następnie sklepu, zakup przez nas, wywózkę śmieci, recykling itd. zdamy sobie sprawę z jego realnej wartości. To nie jest tylko tofu. Jest to również praca ludzi, woda, prąd, dodatkowe surowce, z których zrobione jest opakowanie, benzyna, nasz czas poświęcony na zakup oraz to z czego często nie zdajemy sobie sprawy, czyli co dzieje się ze zużytym opakowaniem…

Dlatego uważam, że podstawą dobrej kuchni są odpowiedzialne, świadome i przemyślane zakupy. Kupujmy tyle ile potrzebujemy, a jeżeli coś zostanie eksperymentujmy.

Zostaw komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.