Weekend w Białowieży (od kuchni)

Plan na urlop był prosty.  Mieliśmy kupić tanie bilety do Włoch lub  Portugalii, znaleźć fajne mieszkanko u lokalsów i poznawać nowe miejsca skąpane w słońcu. Tymczasem okazało się, że na tanie bilety lotnicze w zaplanowanym terminie nie możemy liczyć i pierwszy tydzień wakacji spędzimy w Polsce…

 

Urlop w Polsce nie uśmiechał nam się z powodu niepewnej pogody. Jak pojedziemy nad morze, to z pewnością spadnie grad, zresztą ceny pokoi w sezonie są wyższe niż za granicą, w górach też jest już mnóstwo ludzi, mazury… cenowo mnie powaliły. Wybór padł na Podlasie. Piękna natura, cudowne tereny, odludzie, długie leśne spacery, świeże powietrze. Tego nigdy za wiele. I tak wylądowaliśmy w Białowieży.

Na miejscu jest całkiem sporo do zobaczenia: skansen, Rezerwat Żubrów, Puszcza, trochę zabytków, leśniczówka Simony Kossak, Szlak Dębów Królewskich… Wszędzie można podjechać wypożyczonym rowerem, zorganizowanym transportem lub wybrać się pieszo. Wybraliśmy tę ostatnią opcję i przez 3 dni przeszliśmy około 60 kilometrów. Jednym z głównych punktów naszych wycieczek były oczywiście restauracje. Niestety w większości z nich króluje mięso, tłuszcz, skwarki i gluten, czyli staropolska kuchnia.

Białowieża

Tradycyjna kuchnia

Pierwszego dnia wybraliśmy się na coś  tradycyjnego. Ja skusiłam się na wege babkę ziemniaczaną, którą pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Piekło się  wielką blachę i zajadało najpierw na świeżo, a później odsmażaną na chrupiąco.  Pewnie część z was to zdziwi, ale u mnie w domu jadło się ją posypaną cukrem i szczerze mówiąc tą formę lubię najbardziej. Zamówione danie okazało się być nie takie wcale wege jak wynikało z menu, bo było okraszone skwarkami. Od razu przypomniały mi się czasy sprzed 10 lat, kiedy trzeba było wykłócić u kelnera, że skwarki to mięso i pierogi można zjeść bez skwarek. Oczywiście danie zostało wymienione, ale już nie miałam pewności, czy nie zostało tylko trochę zretuszowane i zniknęły jedynie skwarki….

 

Kulinarne odkrycia Białowieży

Kolejne dwa wyjścia okazały się bardziej owocne. Pomimo wysokich cen postanowiliśmy wybrać się do słynnej Restauracji Carska. Miejsce znane i chętnie odwiedzane przez turystów. Serwowana jest tam bardziej wytworna kuchnia. Wśród wymyślnych dań  z dziczyzny znalazło się tam również danie wegańskie „Kaszanka z czarnej fasoli z jabłkiem i komosą ryżową”.  Postanowiłam spróbować, choć nie ukrywam, że trochę się tego obawiałam.  Jak się później okazało niepotrzebnie. Pięknie podana, fantastycznie zaserwowana przez kelnera stanęła przede mną „kaszanka” polana dwukolorowym sosem, pięknie ozdobiona zieleniną i chrupkami.   Danie faktycznie smakowało jak pierwowzór, fajnie komponowało się z sosami oraz pozostałymi dodatkami. Porcja nie była zbyt duża, ale adekwatna do charakteru restauracji. Cena dania 35 zł.

Drugim strzałem w dziesiątkę była Restauracja Stoczek. Tam również panuje obfitość dań mięsnych, ale znalazł się jeden rodzynek „Warzywa z patelni z ziołami i soczewicą”.   W skład dania wchodziła kompozycja warzyw oraz jabłko delikatnie obsmażone na patelni. Do tego soczewica oraz cykoria. Szef kuchni wyjątkowo trafił w mój gust, gdyż uwielbiam połącznie warzyw i owoców. A to piękne przybranie na talerzu skradło moje serce. Cena dania 35 zł.

 

Kulinarne porażki

Dwa razy w rzędu jadłam moje ukochane placki ziemniaczane z sosem grzybowym.  Za pierwszym razem dokładnie wypytałam kelnera o składniki więc miałam 100 % pewność, że nie ma tam mięsa. Tymczasem za drugim razem, kończąc już swoje ucztowanie poczułam pod zębami znaną i dawno nie spotykaną włóknistą strukturę… mięso!  Jajo, nabiał, gluten nie jem z powodu nadwrażliwości, ale mięsa zwierząt lądowych nie jem od dziecka (w tym roku minęło 20 lat). Jeszcze jako nastolatka poczułam, że zwierzęta są takie same jak my  i jedzenie ich jest jak kanibalizm (nie do końca jest to kwestia ideologii). Odkąd nie jem mięsa,  nigdy nie skusiłam się żeby chociaż spróbować. Nigdy nawet nie maiłam na nie ochoty… Na samą myśl o zjedzeniu przechodzą mi ciarki. Przez większość swojego życia byłam uważana za frika z tego waśnie powodu. Na Podlasiu cofnęłam się w czasie i było mi bardzo przykro, że nie spotkałam się ze zrozumieniem i uszanowaniem swojego wyboru. :/

Gdyby nie Restauracja Carska i Restauracja Stoczek wyjechałabym z Białowieży bardzo rozczarowana, ale dzięki tym dwóm miejscom czuję, że jest nadzieja i niezależnie od miejsca zamieszkania można spotkać  ludzi otwartych, pomysłowych i ciekawych  nowych smaków.

Piszę ten tekst siedząc w samolocie do Madery i bardzo wierzę w to , że relacja z wyspy będzie pełna kolorów,  smaków i optymizmu. Jutro będzie mowy dzień!

Zostaw komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.